Choć slashery jako podgatunek horroru obywa się bez wyłożonych explicite zjawisk
paranormalnych to jednak "Koszmar..." ma w sobie taki element. Nie chodzi tu o to czy ten facet przeżył wypadek, czy nie ale o piersi Julie, które w każdej kolejnej scenie są coraz większe.
Zawsze przecieram oczy ze zdumienia, gdy widzę jak deska w wyciągniętym swetrze z pierwszej
powiększa się w obwodzie klatki piersiowej, aby w kulminacyjnej scenie mało nie "wylać się" z
ręcznika. Dla mnie ma to znamiona paranormalne i buduje napięcie bardziej niż cała historia.
Wiem jednak, że to robota speców od takich efektów, żeby najpierw schować, a potem
uwypuklić...Wykonali świetną robotę, ale i Jennifer Love Hewitt jest świetnym materiałem do takiej
roboty...