Już w pierwszym ujęciu Jennifer Love Hewitt w filmie, wiedziałem, że jest zupełnie nieodpowiednią aktorką do zagrania Audrey Hepburn. Dlaczego? Odpowiedź brzmi: CHARYZMA. Potrzebna jest charyzma, aby móc zagrać charyzmatyczną Hepburn. Love Hewitt nie posiada tej cechy. Poza tym, ma zbyt obfity biust, co wyraźnie było widać w wielu scenach, zwłaszcza scenach baletu.
Najgorsze jest jednak, że Love Hewitt jest słabiutką aktorką i z trudem przychodzi jej ukazanie takich emocji jak złość, żal czy smutek. Jest zupełnie nieprzekonująca, a jej gra jest wymuszona i sztuczna. Tego niestety należało się spodziewać po drugoligowej aktorce. Zatem, Love Hewitt nie ma charyzmy, wdzięku i talentu, nie rozumiem więc dlaczego ktoś obsadził ją w tak wymagającej roli. Natalie Portman jest jedyną aktorką która z powodzeniem mogłaby zagrać Audrey Hepburn. Portman w przeciwieństwie do Love Hewitt jest bardziej podobna do Audrey i co najważniejsze - jest utalentowaną i wciąż młodą aktorką. Jeżeli ktoś będzie chciał zrobić film kinowy o życiu i karierze Audrey, to tylko z Portman.
Wracając do filmu. Forma mini serialu powinna przynajmniej gwarantować, iż nie zostaną pominięte istotne fakty z życia Hepburn. Oczywiście zostały pominięte, co mi się nie podoba. Bardzo słabo moim zdaniem została zarysowana okupacja Holandii przez nazistów. Hepburn cierpiała z powodu głodu, a w filmie tego zbyt bardzo nie widać. Wiem, że wszystkiego nie da się upchać, tym bardziej że Audrey miała szalenie barwne życie, ale przy odpowiednim scenariuszu i dobrej reżyserii ten film mógł się lepiej udać. Tymczasem z Wikipedii można się dowiedzieć więcej o Audrey niż z tego filmu, co zbyt dobrze o nim nie świadczy.