Czyżby i Allen uległ pokusie nawracania społeczeństwa postindustrialnego, skażonego kultem "złotego cielca", które to po finansowym kryzysie potrzebuje otrząsnąć się i poszukać w sobie dawno
Czyżby i Allen uległ pokusie nawracania społeczeństwa postindustrialnego, skażonego kultem "złotego cielca", które to po finansowym kryzysie potrzebuje otrząsnąć się i poszukać w sobie dawno zapomnianych pokładów "człowieczeństwa"? Może nie do końca w tak prostym wydaniu, jak zrobił to swego czasu Frank Capra swoim "It's a wonderful life" czy George Stevens "Olbrzymem", pokazując, że ważniejsza od wartości pieniądza jest rodzina, i to właśnie wśród najbliższych winniśmy doszukiwać się źródła wewnętrznego spełnienia. Przy pomocy sztuki Tennessee Williamsa "Tramwaj zwany pożądaniem" Woody w przenikliwy jak dla siebie sposób, nie tylko obdziera z moralnie upodlonej skóry tak zwaną wyższą klasę, ale pokazuje, że w chwili upadku ci bardziej zepsuci wolą ostatecznie pozostać przy swoich złudzeniach, karmiąc siebie i innych zakłamaniem rzeczywistości, aniżeli spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać się do błędów własnej naiwności.
Życie Jasmine (rewelacyjna Cate Blanchett) usłane było różami, choć jak się z czasem okazało, grunt od dawna pachniał już zgnilizną. Nieskalana żadną zarobkową pracą, zawsze zadbana i nienagannie ubrana, oddana matka i wierna żona, u boku bogatego męża (Alec Baldwin) osiadła na laurach i korzystała z całej dobroci inwentarza życia w high lifie. Zmieniła nawet imię zJeanette, bo tak owe brzmiało jej trochę bez wyrazu. Życie było bajką, jak przesyconą sentymentami piosenką "Blue Moon", którą Jasmine często wspomina. Niestety - nienaganny mąż okazał się nie tylko zdradzającym ją kobieciarzem, ale przede wszystkim finansowym malwersantem i z niewiadomych dla widza powodów, z dnia na dzień został postawiony przez sądem, tracąc cały swój przybytek, skazując przy tym rodzinę na potrzebę adaptacji w nowej, biedniejszej rzeczywistości.
Dotychczas pogardzana przez Jasmine jej własna siostra Ginger (Sally Hawkins) nagle okazuje się bezpieczną przystanią, do której w chwili kryzysu przyjdzie Jasmine zawitać. Dawne rodzinne zażyłości będą musiały odejść w zapomnienie, aby móc na nowo odnaleźć się w życiu. Wstyd, poniżenie, zażenowanie własną porażką czy też próba moralnej rekonwalescencji - dotychczas obce Jasmine emocje będą od teraz u niej górować, stając często na przeszkodzie przy najprostszych nawet prośbach o pomoc. Niegdyś dumna z brylowania na salonach, będzie zmuszona uczyć się życia od podstaw tak, jak robi to cała rzesza ludzi z niższej i średniej klasy.
Niestety, dawnych przyzwyczajeń i odruchów nie łatwo jest się pozbyć, zaś afirmacja z nowym otoczeniem wcale nie musi oznaczać obligatoryjności konformizmu. Zanim Jasmine poczuje gorycz podporządkowania się życiu, którego nigdy dotąd nie zaznała, będzie starała się przeforsować swoje animozje pracującej w markecie siostrze, przewracając jej życie do góry nogami. Czy któraś ze stron będzie w stanie się czegoś od siebie nauczyć? Jak śmie tu twierdzić Allen, ludzie się nie zmieniają i wolą odnajdywać najmniejsze nawet pokłady sensu, niezależnie od położenia, w jakim się znaleźli. Próba pojednania sióstr, ze względu na schematyczne, rodzinne konwenanse nie okaże się zatem zbyt owocna.
Pytanie, kto w takim razie wyniesie z tej sytuacji największą lekcję? Pomijając rewelacyjny kunszt scenariuszowy Allena i budowanie historii upadku człowieczego ducha przy pomocy montażu równoległego, reżyser wydaje się mówić nam na pewno jedno. Lepiej jest kultywować wartości wyuczone w życiu skromnym i biednym, ale szczerym, w którym częste krzyki i rodzinne dramaty są przynajmniej oparte na chęci porozumienia i nauce słuchania drugiego człowieka, aniżeli na obłudnym, cynicznym i obdartym z tolerancji życiu, budowanym na podwalinach kłamstwa i oszustwa - życiu w którym może i nie brakuje dóbr materialnych, ale które w każdej chwili mogą przepaść, a jak wiemy, koniec końców każdy król jest nagi.